Na Nowy Rok – małopolski drop

W mroźny poranek pierwszego stycznia ornitologiczny rok 2016 zaczął się dla mnie zupełnie nieoczekiwanym, wręcz niesamowitym stwierdzeniem młodego dropia (Otis tarda), którego zaobserwowałem na polach pod Wieliczką, w województwie małopolskim. Za pośrednictwem sms-owego serwisu Ptasia Gorąca Linia (PGL) poinformowałem niezwłocznie o tym fakcie innych obserwatorów ptaków – dzięki czemu możliwość podziwiania tego gatunku miało jeszcze kilkanaście osób.

Pierwsze spotkanie noworocznego dropia – ptak nadleciał z pola rzepaku

W przeciągu kilku dni wiadomość o tej bezprecedensowej obserwacji obiegła media ogólnopolskie, najpierw napisała o nim Gazeta Wyborcza, później materiał przygotował Teleexpress, a następnie informacja pojawiła się w innych telewizjach, radiach oraz portalach internetowych. Nawet Janusz Weiss z Programu Pierwszego Polskiego Radia przeprowadził, jak to ma w zwyczaju, telefoniczne śledztwo, zainspirowany pytaniem słuchacza – „O co chodzi z tym dropiem?”. Tym bardziej nie dziwiła ożywiona dyskusja w mediach, które zajmują się tematyką przyrodniczą. Wiele w niej było nadziei, że może jest to „jaskółka” powrotu tego niesamowitego ptaka na polskie pola.

W ciągu kilku godzin małopolskiego dropia mogło obserwować kilkanaście osób.

Niezwykłość tego spotkania wynikała z kilku faktów, chociażby z tego powodu, że drop jest w naszym kraju gatunkiem wymarłym od lat 80-tych XX w., a po raz ostatni w okolicach Krakowa był widziany przez K. Wodzickiego w połowie XIX wieku, czyli jakieś 170 lat temu… Wprawdzie co kilka lat jakiś zabłąkany osobnik dropia jest spotykany w Polsce, ale ma to miejsce prawie wyłącznie w zachodnich województwach i dotyczy, z dużym prawdopodobieństwem, ptaków z niewielkiej, 120-sto osobniczej, populacji brandenburskiej w byłej NRD.

Drop jest ptakiem legendarnym, szeroko opisywanym w literaturze łowieckiej i przyrodniczej od kilku stuleci. Człowieka zawsze fascynowały jego rozmiary, zachowania godowe, czy też niespotykana wręcz ostrożność. W ostatnich dziesięcioleciach znany jest głównie z tego, że w dramatyczny sposób jego populacja, podobnie jak niemal wszystkich przedstawicieli rodziny Otididae, zanika z naszego globu z niespotykaną szybkością. Dlatego marzeniem niemalże każdego miłośnika przyrody, a szczególnie ptaków, jest spotkanie z dropiem.

Kilka kilometrów kwadratowych pól uprawnych w Grodkowicach przyciąga ptasie rarytasy.

Małopolski „wielki ptak” obserwowany był w miejscowości Grodkowice, na rozległym polu rzepaku, który stanowi obecnie w Środkowej Europie główny pokarm dropi podczas zimy. Większość z 12 kilometrów kwadratowych areału grodkowickich pól należało niegdyś do majątku rodziny Żeleńskich, a obecnie uprawiane jest intensywnie przez Zakład Doświadczalny Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, natomiast pozostałe, mniejsze kawałki, przez rolników indywidualnych. Choć w skali naszego kraju nie jest to jakiś duży obszar, to jednak na warunki małopolskie kilka kilometrów kwadratowych jednolitych upraw to prawdziwy unikat. W ostatnich latach, podczas przelotów oraz zimą, można było tutaj obserwować ciekawe i rzadkie gatunki ptaków, związanych z otwartymi terenami, m.in. kurhannika, sokoła wędrownego, drzemlika, kobczyka, mornela, bekasika, świergotka rdzawogardłego, górniczka, poświerkę, śniegułę oraz wiele innych.

Dropiowi najbliżej jest do Małopolski z lęgowisk węgierskich, bądź austriackich

Skąd drop wziął się na południu Polski? W przypadku ostatnich stwierdzeń na zachodzie kraju z 2011 i 2013 roku dość łatwo jest wnioskować, że to ptaki z monitorowanej i ostatnio zwiększającej swą liczebność populacji niemieckiej. Ptak ze stycznia 2016 roku musiałby przelecieć ok. 600 km, co nie jest niemożliwe, jednak bliżej byłoby mu z większych populacji – węgierskiej (1555 osobników) w odległości 230 km, czy też 250-cio osobniczej w Austrii – 340 km od Grodkowic. Za pochodzeniem z południa przemawia również fakt, że ptak nie posiadał obrączek, co według ornitologa Ronalda Kleina, komentującego obserwację na profilu facebookowym Birding Poland, raczej wyklucza niemieckie „obywatelstwo” tego dropia. Pozostaje jedynie pytanie dlaczego na południu Polski nie spotykano dropi dotychczas. Wydaje się, że dużą barierą w swobodnej migracji w tym przypadku są dość wysokie góry, które ptaki musiałyby pokonać po drodze.

Aktualna światowa populacja dropia to maksymalnie 51 tys. osobników, z czego populacje europejskie stanowią zdecydowaną większość. Według danych z 2012 roku najwięcej przedstawicieli tego gatunku gnieździ się na Półwyspie Iberyjskim – w Hiszpanii – 29 400 – 34 400 osobników i w Portugalii – 1 893 ptaki. Ze środkowoeuropejskich populacji znaczące występują jeszcze na Węgrzech, Austrii, czy Niemczech, gdzie są wspomagane przez człowieka intensywnymi zabiegami ochroniarskimi (reintrodukcja, dokarmianie zimą, ekstensywna uprawa), finansowanymi m.in. z programu Life +. Efekty tych działań są widoczne – w przeciągu kilkunastu ostatnich lat liczebność dropia w wymienionych państwach zauważalnie drgnęła w górę. Efektem tego zapewne są stwierdzenia dużych zimowych stad na Słowacji, pod Bratysławą, gdzie zimą 2011 roku obserwowano maksymalnie 245 ptaków. Być może także małopolska obserwacja to pokłosie rozrostu środkowoeuropejskich populacji.

Sukcesy w kilku krajach europejskich można określić „łyżką miodu w beczce dziegciu”, parafrazując znane przysłowie, gdyż globalnie populacja dropia maleje w zastraszającym tempie. Według naukowców austriackich powodem tego jest to kilka zasadniczych przyczyn:

  • kolizje z liniami elektrycznymi – główna przyczyna śmierci ptaków dorosłych
  • drapieżnictwo (lis, łasicowate, dzik, ptaki drapieżne i krukowate) – zagrożenie dla jaj, piskląt i młodych
  • intensyfikacja rolnictwa (np. zabiegi agrotechniczne, stosowanie pestycydów) – zagrożenie dla wysiadujących samic, piskląt i jaj
  • niepokojenie ptaków – np. sport (hippika), turystyka, myślistwo, fotografia przyrodnicza
  • srogie zimy, szczególnie z dużą pokrywą śnieżną
  • załamania pogody w sezonie lęgowym
  • fragmentacja i pogorszenie jakości siedlisk – wynik presji cywilizacyjnej (zabudowa, farmy wiatrowe)
  • zmniejszenie areału uprawy rzepaku

Paradoksem jest to, że drop na większości obszarów Europy Środkowej i Północnej pojawił się w wyniku działalności człowieka, kiedy to w odległych czasach, po wycince lasów, na znacznym obszarze kontynentu powstały tereny otwarte, tzw. „step kulturowy” i przez ludzkość może stąd zniknąć w wyniku silnej antropopresji.

Młody osobnik dropia utrzymywał przez cały czas duży, kilkusetmetrowy dystans ucieczki od obserwatorów.

Czy w obecnej sytuacji możliwy jest powrót na polskie pola tego fascynującego gatunku? Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje, że obecnie można prowadzić skuteczne działania reintrodukcyjne. Ptaki z niewielkiej, kilkudziesięcioosobniczej, populacji w hrabstwie Wiltshire, pochodzą z Rosji, a od 2014 roku zasilane są ptakami z Hiszpanii, które na podstawie badań genetycznych zostały określone jako „bardziej pasujące do wypuszczenia na Wyspach Brytyjskich”.

Kto wie jak potoczyłby się program ochrony dropia w Polsce, prowadzony przez zespoły prof. Ryszarda Graczyka i prof. Andrzeja Bereszyńskiego w Wielkopolsce, gdyby nie tragiczne wydarzenia w stacji hodowli w Siemianicach pod Kaliszem w nocy 13 grudnia 1980 roku, kiedy to nieznany sprawca uśmiercił prawie całą krajową populację tego pięknego ptaka, zabijając 9 osobników. Wówczas szansa na zachowanie gatunku dla Polski zmalała praktycznie do zera. Wbrew pozorom praca naukowców z Akademii Rolniczej z Poznania, trwająca od 1974 do 1996, w dwóch stacjach hodowlanych – wspomnianych Siemianicach oraz Stobnicy – nie poszła na marne – pozostały doświadczenia i dziesiątki publikacji, zwieńczone w 2000 roku monografią dropia, autorstwa prof. Bereszyńskiego. Naukowiec podaje nawet w niej receptę na powrót gatunku na polskie pola – pozyskanie kilku osobników oswojonych z człowiekiem zza granicy, rozmnożenie ich w warunkach hodowlanych oraz stopniowe wypuszczanie bardziej antropofobnego potomstwa na wolność, które zapoczątkowałoby na nowo dziką populację.

Czy znajdą się ludzie i środki na restytucję tego unikatowego gatunku ptaka? Pozostaje nadzieja, że w obliczu sukcesów w innych krajach reintrodukujących dropia u siebie, zwiększy się także częstotliwość jego spotkań w naszym kraju, co z kolei będzie impulsem dla naukowców do podjęcia tego trudnego, ale jakże potrzebnego zadania. Choćby z tego powodu, że gatunek Otis tarda został opisany w 1758 roku przez Karola Linneusza na podstawie osobnika pochodzącego z… Polski.

Tekst i zdjęcia Michał Baran

Tekst ukazał się w czasopiśmie Ptaki Polski w 2016 roku Nr 1[41].